Cudzymi rękami…

Wczoraj spotkałem znajomego, który opowiedział mi o niemożności nawiązania kontaktu telefonicznego z naszym wspólnym znajomym. Stwierdził, że taka sytuacja trwa od kilku dni i poprosił mnie o to, abym ja spróbował się z tym znajomym skontaktować. Prośba była uzasadniona, bo nasz znajomy ma muchy w nosie i czasem strzela focha. Moje próby dodzwonienia się do niego zakończyły się niepowodzeniem. On również nie odebrał telefonu.

No to zaczęło wskazywać na to, że coś niedobrego się stało. Żaden z nas nie wiedział dlaczego nie można się dodzwonić. Ja wiedziałem o kompletnie idiotycznych zagrywkach znajomego. Na przykład telefon był wyłączony i jeszcze trzymany w metalowym pudełku. Albo innym razem całkowicie wyciszony sygnał. Ale podobną wiedzę o dziwnych zachowaniach naszego znajomego posiadał również ten, który mi o tym powiedział. Nie zdecydował się na natychmiastowe działania, aby poznać przyczynę.

W trakcie późniejszych rozmów telefonicznych, usiłował się mną posłużyć, pomimo tego, że wiedział o moim zmęczeniu po rowerowej wycieczce i choć sam mógł wcześniej coś zrobić. Dowiedział się dziś z rana, ponoć uruchamiając jakieś swoje sposoby zdobywania informacji. Dziwne, że nie skorzystał z tych sposobów wcześniej. Kilka miesięcy wcześniej, też nie mogłem się dodzwonić i jeszcze tego samego dnia rozpocząłem próbę ustalenia, czy znajomemu coś się nie stało. Wtedy akurat nie, tylko miał podobno wyciszony telefon.

Teraz dla mnie była sytuacja co najmniej dziwna. Jeśli mój informator nie był skłócony z naszym znajomym, to miał powody do nawiązania kontaktu z jego rodziną. Jednak tego nie zrobił, co jeszcze można na różne sposoby wytłumaczyć i nawet usprawiedliwić. Jednak próby przerzucania na mnie tego, jakoś mi się nie podobają. Inaczej patrzyłbym na prośbę wspólnego sprawdzenia, tzn. udania się na miejsce we dwóch. Ale już wiemy co się stało. Nasz znajomy miał trochę szczęścia. Pojawiła się u niego jego córka i sprowadziła karetkę pogotowia. Prawdopodobnie miał udar.

Dodaj komentarz